Zakaz sprawowania kultu w kościele na Mariahil u Zlatych Hor w 1955 roku a zakaz organizowania pielgrzymek był uzasadniany trwającym wydobyciem. Stwierdzono jednak, że Dyrekcja "Rudné doly" nie wnioskowała o zamknięcie kościoła pielgrzymkowego ani okolicy. O tym, że było to całkowicie sztuczne, świadczy fakt, że nikomu z odwiedzających, przypadkowych turystów, a także dzieci ze Zlatohorskiej strefy rehabilitacji, nigdy nie zabraniano chodzić po tym terenie wokół sanktuarium maryjnego. Wręcz przeciwnie, wydawało się, że niektórzy goście byli nad wyraz mile widziani. Wandale. Wszystkie dowody świadczyły o tym, że wandalizm nie był przypadkowy, ale celowy, w pewnym stopniu konsekwentnie kontrolowany. Miało to służyć jako poważny powód do likwidacji świątyni.

Podczas gdy administrator P. E. Štula a P. E. Morcinek ze Supíkovic, wraz z innymi wierzącymi, próbowali ocalić świątynię, w kościele i poza nią, dochodziło do dosłownie bestialskiej dewastacji, bez względu na historyczną i artystyczną wartość tego miejsca. Stopniowo niszczono ołtarze, ławki i organy. Kościelne kafelki i marmurowa okładzina, klatki schodowe i kaplice murowane zostały zdemontowane i rozkradzione. Z tego materiału, w pobliżu przystanku, wybudowano poczekalnię. Wszystko to w biały dzień, pod nadzorem policji. W tej niefortunnej sytuacji sekretarz ds. religii, w towarzystwie ordynariusza Veselégo, odwiedzili miejscowego duchownego ks. Eduarda Gottsmanna. Przybyli po pisemną zgodę na zburzenie kościoła. Nalegali na starego chorego kapłana, ale on tego nie zrobił.

Władze jednakże były zdecydowane za wszelką cenę zakończyć dewastację.

Tak zwane Praska wiosna w roku 1968 1968 zapewnił przerwę "na odpoczynek" w walce o uratowanie sanktuarium maryjnego. Wierni kierowani przez nowo mianowanego administratora P. Metoděj Nečase szybko wykorzystali okazję i usunęli szkody. Krótki okres demokratyzacji zastąpił sztywną "normalizację", walka przeciwko Kościołowi ponownie wybuchła. Ostateczne zapisy tragicznego rozdziału sanktuarium zostały napisane 16.5.1973. 16 maja 1973 rZostał wydany rozkaz, aby Kościół natychmiast zdemontował rusztowanie wokół świątyni i zabrał materiał budowlany. Nowa blacha na dachu kościoła musiała zostać ściągnięta przez wierzących w ciągu pięciu dni. Ludzie z bólem odwozili z tego miejsca wszystko, co ich poświęcenie zgromadziło w ciągu ostatnich kilku miesięcy.

Ostatnia nadzieja na ocalenie świątyni wygasła 22.9.1973 roku. 22 września 1973 rPonieważ lokalni robotnicy byli niechętni do przeprowadzania rozbiórki (podobnie jak ich poprzednicy dwa wieki temu), zostało do tego haniebnego czynu wezwane komando z Brna. Ponad górami zaczęły się rozlegały echa eksplozji...

Nie miało tu zostać nic, co mogłoby przypominać, że kiedyś było tu miejsce kultu Bożego. 

Wszystko, co dokumentowało Bożą miłość i moc, musiało zniknąć, w tym listy z podziękowaniem za uzdrowienie. Buldożery dokończyły dzieło złości i zniszczyły niezliczoną liczbę marmurowych tabliczek z podziękowaniami, wiele kul i protez, opatrunków i tym podobnych, które wdzięczni pielgrzymi zostawiali na dowód swojego uzdrowienia.

Wszystko zostało obrócone w proch ziemi. Tylko kamienie, resztki blach z cebulowatych kształtów dachów kapliczek, kawałki belek, czy bezgłowy anioł mogły po 17 latach odwiedzającym to miejsce powiedzieć, że tutaj było szczególne miejsce. Zostały tylko pokrzywy, zarośla i puste miejsce...

Ale Boże drogi, nie są naszymi. Kto z nas wie dlaczego z takim bólem historia potraktowała Maryjną świątynię? Jaką miał Pan intencję dopuszczając na ludzi i to miejsce tyle nieszczęść?